Fiolety lubię, szczególnie kiedy ubierają dom, nie mnie. Fiolet to ukochana lawenda, którą rozmnażam, przesadzam, dokupuję, a ona dzielnie to znosi, rozrasta się i kwitnie, kwitnie...Dzisiaj znalazłam gustowne malowidła jakże pasujące do posta! No i tradycyjnie mam kawę w kolorze purple. I chyba dlatego dzisiaj zapraszam na fioletowo.
Polala
Róża, którą starsza siostra sama zrobiła, ozdobiła i wręczy wujkowi R podczas kolejnego spotkania.
Moje kremy...
jako szczęśliwa mieszkanka ulicy Lawendowej też mam słabość do lawendy i też sadzę, dokupuję,a w sierpniu zbieram i w woreczkach z organzy wieszam w szafie i tak co roku:) Obiecałam Ci u mnie nastepną bajkę w zamian za zdjęcia z "kolorem kobiety" może z okazji jutrzejszego dnia ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMaja, szczęściara jesteś z Lawendową. Ja mam Jarzębinową i zamierzam jarzębinę posadzić.
OdpowiedzUsuńKolor kobiety - hmm, pomyślę, zrobię. Pomysł fajny :-)
Polala, fiolet lubię bardzo! I siódme zdjęcie ;)
OdpowiedzUsuńEwa, a kawka? Fioletowa. Wspólnie?
OdpowiedzUsuńa jak pięknie wyglądają lawendowe pola... :) umm, bajka
OdpowiedzUsuńEuforka, lawenda jest cudna. Kocham ją. Pola i pojedyncze kwiatki. Zawsze ją mam.
OdpowiedzUsuń