piątek, 28 września 2012

ZAGINIĘCIE I KĄPIEL

Dzisiaj córka druga przeszła samą siebie.
Zaprosiła koleżankę.
I to jest ok.
Bawiły się świetnie.
To też w porządku.
Zabrały hulajnogi i miały jeździć wzdłuż ogrodzenia.
Zaufałam im bo czemu nie.
Ale zniknęły. Na pół godziny.
Bez telefonu. Moje i obce dziecko.
Dookoła pola, doły, budowle, wykopy.
Ja z czarnymi wizjami w głowie, biegająca po osiedlu, wołająca dzieci, mąż samochodem ujeżdżający po polach i budowach. 
Nie ma!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wizję roztoczyłam sobie koszmarną.
Po czym znalazłam obie. Całe i zdrowe. Zabawione w piachu. 
Na wielkiej górze.
I wiecie co?
Nie przytuliłam, nie ucieszyłam się, że nic się nie stało.
Nie umiałam.
Straciłam głos, a przynajmniej zmieniłam jego tembr i nadarałam się okropnie na obydwie.
Wygarnęłam im nieodpowiedzialność. Nie mogłam się pohamować.
Później, już w domu zrobiłam im ciasteczka, soczek, zbiorowe przytulanie, i wspólne łez wycieranie i kąpiel. 
Ciepłą, z pianą.
Nie wiem jakie zachowanie byłoby słuszne. 
Ale wiem już jak reaguję w takim stresie.
Nie życzę nikomu.
Polala















poniedziałek, 24 września 2012

SAMA NIE WIEM O CZYM...

Bo w weekend byliśmy w lesie i znalazły córki sowę, którą zapomniałam usmażyć, i leży w lodówce i chyba nic już z niej nie będzie, i były żołędzie, wielkie, ogromne wręcz i dziurawe liście i słońce i dziadkowie (bez taty jednego) i w ogóle mnóstwo ludzi bliskich nam bardzo, były zdjęcia z Alp, plany włoskie, omawianie Tajlandii, babeczki i winogrona ogrodowe i kabaret, na koniec niedzieli, wesoło i miło i wieczór gier.
Jak jest mi dobrze, to szaleństwo, czy to oby nie syndrom czterdziestolatki?
Polala