piątek, 8 czerwca 2012

Tak napisałam 04. kwietnia 2011
http://bytheway10.blogspot.com/search/label/maraton

POSTANOWIENIE - BIEGAM. CEL - MARATON

Stało się. Pobiegłam. Wreszcie. Pod czułym, trenerskim okiem męża, spocona i bardzo zadowolona. Nie myślałam, że bieganie to taka przyjemność! Wprawdzie mój bieg na razie i przez najbliższe treningi to raczej marszobieg tzw. interwały 2 minuty biegu, 3 minuty marszu i tak po 6 powtórzeń. Mam jednak nadzieję, że czas przeleci a ja biegiem wbiegnę w bieg stały. Trzymajcie kciuki za moje twarde postanowienie. Wszelkie pomocne uwagi i wsparcie - mile widziane :-)
Poniżej zdjęcie butów po pierwszym treningu, żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia nowiusieńkim, ale na pewno zrobię im po kilkunastu treningach. Będę na bieżąco opisywać moje postępy wplatając w nie wątki z życia czteroosobowej rodziny nie licząc psa i patyczaków.
Polala


Co się zmieniło?
Nie ma patyczaków. Są chomiki. Reszta jak wyżej.
A jutro biegnę. 
Nie w maratonie. 
W półmaratonie. 21  km. 
W tych samych butach jak powyżej, tyle, że bardziej zbieganych, zabrudzonych.
Przyjmuję wszelkie słowa wsparcia, dobre rady i miłe słowa, a jutro jak nabiorę oddechu po biegu to....pewnie napiszę :-)
 W tej gustownej torbie znalazły się koszulka w rozmiarze S, numer startowy z chipem, agrafki do przypięcia numeru, smycz, snickers.

 
A póki co. Dzisiaj. Kibicujemy.
 POLSKA GOLAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
 

 
Polala

wtorek, 5 czerwca 2012

CZEGO WIDZOWIE NIE WIDZIELI :-)))

Powiem krótko.
Najlepsze zawsze jest niewidoczne :-)
Tak było wczoraj w szkole na przedstawieniu kukiełkowo - aktorskim.
Młodsza siostra była dwoma kukiełkami, a ja fotografowałam.
Wiem, zdjęcia średnie.
Niemniej aparat był moją przepustką do wejścia za kurtynę.
Ubaw po pachy :-)
Dzieciaki leżą na plecach z rękoma pod głową czekając na swoją kolej, naśladują inne dzieciaki, gubią kukiełki lub się nimi leją. 
Są też znudzeni "kukający" na widownię. 
Był jeden przysypiający i dwoje schowanych w kąciku.
No przecież nie ma nic lepszego niż takie właśnie przedstawienia.
Mała łapka wystająca znad kurtyny sięgająca po mikrofon, wystające głowy.
No cudnie wręcz.
Zapraszam na Dr. Dolitle.
Polala

 Oj można się było znudzić czekaniem na występ. Lub przysnąć :-)

 Widownia widziała ukrytych aktorów :-)))




 Głowy wystające znad kutyny. Boskie :-)
 Twarze wystające pomiędzy. Też boskie :-)


niedziela, 3 czerwca 2012

DZIEŃ LUZU I BRUDU, CZYLI DZIEŃ DZIECKA...

Tradycyjnie pierwszego czerwca rano, rodzice czyli my, czyli ja i mąż wkroczyliśmy do sypialni dzieci chóralnie obwieszczając słowami wymyślonej na miejscu piosenki, że dzisiaj Dzień Dziecka.
Obdarowane całkowicie zignorowały nasz śpiew zajęte rozpakowaniem prezentów. 
I tu muszę przyznać były wspaniałe.
Dlaczego?
Bo doskonale wiedziały co dostaną.
Dzień wcześniej same wybrały w księgarni.
 Każda po 3 książki o zwierzakach, strachach i innych tam cudach.
Dziękowały jak szalone, a  książki zabrały do szkoły bo przecież tornister jest ciągle zbyt lekki :-)
Babcia z dziadkiem o wnuczkach i nas czyli dzieciach nie zapomnieli.
 Było ciasto, kawka, soki dla młodszych i prezenty :-)
Wieczorem siostry zaprosiły koleżanki, nakupiły truskawki, żelki i chipsy.
Nakryły stół. 
Nas wydelegowały do kuchni.
Generalnie nie musiały robić nic w tymże podniosłym dniu.
Nie sprzątały pokoi, a plusy za porządki dostały :-)
Lekcje? jakie lekcje. 
Dzisiaj nie odrabiamy!!!
Nie miały ograniczenia na telewizor i komputer, a nic nie oglądały i zagrały po dwadzieścia minut.
Nie musiały sprzątać po imprezie, my to zrobiliśmy :-0)
I teraz najważniejsze.
NIE MUSIAŁY SIĘ MYĆ!!!
Ani zębów, ani nóg, ani nic w ogóle. 
Brudne, umazane, wyluzowane i zadowolone poszły spać z książkami pod pachą.
Fajny taki dzień.
Dzień Dziecka :-)