Przepraszam, ale jak inaczej podejść do sprawy, która może zmienić życie całkowicie ?(nieważne dobrze czy źle bo dla jednych dobrze dla drugich źle). Dla nas TA zmiana miała przynieść mnóstwo dobrego: pozycję, awans, pieniądze i co tam się tylko chce.
Mały minus, minusik właściwie, drobiażdżek rzec można : DZIECI!!!!!!
Co z nimi? Zostawić je? Komu? Rodzicom? Przecież siły nie te i inne niż nasze myślenie. Nie zawiozą ich na te wszystkie dodatkowe gitary i języki, inaczej wychowają, a wychowają bo najbliższe trzy lata pod ich skrzydłami spoczęłyby pociechy dla kariery rodziców.
A rodzice?
Hmmm, dokształcą się, kupią sobie ulubione i wymarzone auta, nie będą mieć czasu dla przyjaciół, dzieci, znajomych, dla siebie...
Czy warto?
Szukałam odpowiedzi 600 km ode mnie, u mojej Ewy kochanej, z Alą, którą widziałam 13 lat temu, i u mojej drugiej Ewy na miejscu, i jeszcze u Marzenki i Madzi. Wow!! Mam tyle przyjaciółek?! Wszystkie miały dla mnie czas żeby poradzić, pogadać , wysłuchać. I miałam czas żeby pojechać taki kawał drogi. I mogłam się wyspać po powrocie i nikt mi gitary nie zawracał.
Żadne korporacje, żadne telefony czy inne maile, które budzą czasami o piątej rano.
Mam to wszystko zamienić na czas, którego mieć nie będę dla nikogo właściwie?
Ale oni nas chcą. Pożądają wręcz.
A my? Chyba nieeeeeeeeee...............
Czy dobrze? Czy będę żałować za rok?
Nie wiem.
Kto wie?
Polala