I dzisiaj nie o zdjęcia chodzi (będzie jedno).
O ludzi. Dorosłych. Rodziców.
W ostatnią sobotę lutego postanowiliśmy uczcić zakończenie ferii rewią na lodzie.
W Warszawie na Torwarze "Księżniczki i Herosi na lodzie" .
Podróż czterogodzinna w jedną stronę.
Humory niebiańskie. Wręcz rewelacyjne :-)
Panowie na Torwarze przemili, ochroniarze też.
Weszliśmy.
Usiedliśmy.
Zaczęło się.
Przedstawienie dla dzieci.
Każdy miał bilety i swoje miejsce.
My w trzecim rzędzie.I co z tego?
Nic nie widzieliśmy bo rodzice dzieci siedzących wyżej wysłali je pod samo lodowisko.
Dzieci stały. Siedziały. Wstawały.
Mamy donosiły kanapki, napoje, popcorn. Przecież to dwie!!!!!godziny. Poumierają dzieci z głodu!!!
Cwani rodzice z wyższych rzędów ignorowali dzieciaki z dolnych o dzieciach na wózkach nie wspomnę.
Słyszało się "Stój kochanie , nie przejmuj się jak Ci zwrócą uwagę to mama / tata porozmawia..."
Ale o czym?
Z kim?
Zgapiłeś się rodzicu? Kupiłeś bilet za późno? Trudno,.
Żeby takie maluchy uczyć tak chamskiego cwaniactwa?
Ja mówię NIE!!!.
Opamiętajcie się!!!
Za parę lat będziecie musieli gdzieś przysiąść i co?
Wasze własne dziecko będzie mieć to w nosie bo tak wychowane będzie.
Nie mogłam się skupić na przedstawieniu.
Szczególnie na małej dziewczynce na wózku inwalidzkim przed którą bezczelnie stawały dzieci duże, zdrowe i cwane.
Nie zwalam winy na to, że stolica.
Zawalam winę na rodziców.
Właściwie to jestem wkurzona, żeby dobitniej nie powiedzieć.
Polala
środa, 14 marca 2012
wtorek, 13 marca 2012
JESTEM, JUŻ JESTEM I O FERIACH KONTYNUUJĘ :-)
Komputer zdrowie odzyskał :-)
Padła kostka pamięci.
Mam narazie jedną i komputer działa wolniej.
Ja tam nie odczuwam.
Witam się zatem ze wszystkimi cierpliwie czekającymi na moje posty :-)))
Ale sobie wlewam ha ha ha.
No dobra.
Zakończyłam na drugim tygodniu ferii, które spędziliśmy w domu i działo się, że hej.
W ruch poszła glina, plastelina, kartony, nici, igły, szmatki, gałganki i ...stary czajnik, który sprawił najwięcej frajdy córkom moim kochanym.
Na biurkach stanęły laboratoria z prawdziwego zdarzenia, lały się kolorowe płyny, pipety odmierzały proporcje, a wszystko to w rękawiczkach (duuuuuużo za dużych :-)))) i specjalnych okularach wyglądających jak gogle narciarskie) i za sprawą czajnika.
Zapraszam na przegląd drugiego tygodnia ferii, a jutro napiszę o tym co mnie nieludzko zirytowało w Warszawie będąc.
Pozdrawiam i potwierdzam, że cieszę się, że już piszę :-))
Polala
Czajnik. Sprawca bałaganu feryjnego. Z roztopionym gwizdkiem i zepsutą pokrywką, a jaka radość :-)
Będąc pod wrażeniem wycinanek została rodzina zasypana serwetkami, śnieżynkami hand made :-)
2 pudełka plasteliny po 12 kolorów i 3 kostki po pół kilograma. Uff ciężka twórczość :-)
Maski zwierząt. Nazwane i wycenione :-)
I sprzedane :-)
Na sztalugach zawsze obraz w trakcie.
Szkic lub nie szkic zależy, ale nigdy pusta kartka.
Feryjny bałagan.
I tu miałam dylemat pokazywać czy nie.
Nie było czasu na układanie plastycznych rzeczy do szafki. Wciśnięte w pośpiechu pomieściło zadziwiająco dużo :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)