Starsza moja córka postanowiła skorzystać z książki kucharskiej pod hasłem "Cecylka Knedelek" i upichcić coś dla rodziny.
Wybrała zatem nieskomplikowany przepis na ptysie.
Z bitą śmietaną. Truskawkami.
Książka wyraźnie podaje co należy najpierw przygotować i mam na myśli nie tylko artykuły spożywcze, ale również takie coś jak łyżeczka , kubek, garnuszek itp.
W związku z czym pilna starsza siostra zaczęła opróżniać szafki i szuflady ze wszystkiego z czego się da.
Na blacie stanęły 3 kubki, wielki słoik soli, 2 łyżeczki, jedna duża łyżka, 2 miseczki, sitko... itd.
Po wyciągnięciu wszystkiego niewiele już było miejsca na blaszkę, folię aluminiową i samo ciasto ptysiowe :-)
Największy ubaw był w wyciskaniu cista ze szprycy.
A mnie najbardziej ucieszyło ostatnie zdanie Włóż ptysie na kilka minut do nagrzanego piekarnika.
Włożyłyśmy, a jak.
Do mocno nagrzanego.
Tyle, że z kilku minut zrobiło się 45, a produkcja poszła w trzy blachy!!!
Każdy rozumie zatem, że co 45 minut zabawa była przerywana uciążliwie i donośnie pikającym sygnałem, że czas minął.
Przy trzeciej blaszce miałyśmy dość.
Ale dzieło zostało dokonane.
Bita śmietana stanęła w lodówce. Truskawki w miseczce.
Na podorędziu deska i nóż.
Kto chciał ptysia, mógł - tylko po uprzednim ozdobieniu przez starszą siostrę.
Nie było mowy o ptysiu bez śmietany i truskawki.
Moja pomoc ograniczyła się do wyciągnięcia gorącej blachy z pieca :-)))
Polala