piątek, 15 czerwca 2012

...

Nie udało się. 
Cud nie nadszedł.
Dzisiaj.
18.05 zmarł tata.
Tyle.
6 tygodni nadziei.
Polala


czwartek, 14 czerwca 2012

TAKI LAKIER JAKA POGODA

Jestem typem zdecydowanie preferującym klasykę.
Czasami poszaleję w sportowych ciuchach, ale szafę mam raczej spokojną.
Tak samo fryzura, makijaż i lakiery na paznokciach.
Klasyczne czerwienie, wino, szarości, ewentualnie beżowe, lub mleczne.
Chyba, że jest lato, wiosna też może być, warunkiem jest słońce i poczucie wakacji w powietrzu.
Wtedy lakiery klasyczne odpoczywają, a w ruch idą żółcie, seledyny, turkusy, pomarańcze, błękity.
W tym roku tylko raz :-((( zaszalałam. 
Lubię ten kolor, mam go już drugi rok i nie ubywa go specjalnie.
A o czym to świadczy?
Kiepsko słońce u nas świeci :-)
Kto szaleje latem z kolorami?
Z jakimi?
Polala


 

wtorek, 12 czerwca 2012

3 NIEZWYKŁE WIECZORY

W zeszłym tygodniu przeżyliśmy trzy niesamowite wieczory.
Udokumentowałam fotograficznie jeden z nich(pierwszy), ale to przecież nie umniejsza wielkości dwóch pozostałych :-)

WIECZÓR PIERWSZY
Wreszcie o 20.30, dokładnie tydzień temu przestało padać. Po kilku dniach nieprzerwanego padania.
Nagle zachodzące słońce zaczęło być widoczne, zrobiło się ciepło.
 No to spacer :-)
Ale jaki! Ha!
Ja w kaloszach, córki miłe w adidasach, mąż też.
Spodnie od dresu obowiązkowo. 
W końcu idziemy w pole. Azymut gnojownik i z powrotem.
Nie udało się. 
W połowie drogi do gnojownika uwagę wszystkich zwróciła dróżka. 
Mała. 
Taka zrobiona przez koła traktora (chyba). No to my na dróżkę. 
A ona wiedzie wzdłuż zboża. A zboże mokre jak nie wiem co. 
Pierwszy w te mokradła wleciał pies. Później siostry, a potem poszło gładko.
 Po godzinie łażenia w mokrym zbożu mogę z czystym sumieniem potwierdzić całkowite jego osuszenie przez naszą czwórkę + pies.
Nasiąknięte portki dresowe młodszej siostry wdzięcznie opadały przy każdym kroku. 
Starsza chlupotała wodą w adidasach, mąż też. 
A ja nie. Bo miałam kalosze :-)
Na koniec dzieci zjechały sobie na tyłkach z wielkiej góry piachu, co obciążyło portki i doglajdziło adidasy na amen.
 Dzieci do naga rozebrały się na ganku, po czym delikatnie zapytały czy ta kąpiel to naprawdę musi być?
Dla odmiany pies kąpać się nie musiał, bo był mokry dokumentnie. jak po dobrej godzinnej kąpieli w jeziorze :-)
Cudnie było i właśnie ten wieczór na zdjęciach Wam pokazuję :-))))

WIECZÓR DRUGI
Bardzo nam się spodobało to wieczorne wychodzenie z domu.
 Po za tym środa tydzień temu, przed Bożym Ciałem, czyli szkoły nie ma, można chyba iść później spać? 
Można. Czemu nie?
No to małe spontaniczne ognisko, podczas którego zrodził się pomysł na kolejny wieczór.
Bierzemy psa, dzieci, które biorą rowery, my pieszo i heja do PSS-ów. 
Oj wiem, że co tam takie wyjście.
Ale nie dosyć, że z domu wyszliśmy przed 22-gą, to jeszcze byliśmy ostatnimi klientami. 
Za nami zamykano już drzwi na klucz. To już coś! 
Czyli po 22-giej usiedliśmy sobie przed sklepem, zajadając lody i cukierki. 
Pies dostał kiełbachę, którą specjalnie dla niego kupiliśmy.
Późno sobie wróciliśmy do domu. 
Tym razem nie trzeba było się kąpać, ale myć koniecznie zęby? O jeny. Po co? :-))))

WIECZÓR TRZECI
Późny, ciemny, cichy, ciepły.
My na tarasie.
Świeczki na stole, lampki na tarasie. 
W domu ciemno. 
Przytelepały się siostry do nas na tarasik.
Chwilkę pogadały. Później się rozgadały. 
A później milczały i słuchały owinięte  w koce z wypiekami na polikach "Mity greckie" Kazdepke.
Genialnie napisane. 
Idealne na taki wieczór. I wiecie co? 
Tym razem nas naciągnęły i przed spaniem do łazienki weszły tylko na siusiu :-)
Zresztą było około 24-tej. Co za rodzic każe się dziecku myć o tej godzinie?! 
My nie :-) Ludzcy jesteśmy :-)
Wszyscy wspominamy sobie te wieczory trzy. 
Wiele się czynników na nie złożyło. 
Do powtórzenia.
Polala

Cienie na ścianie domu.

Mały rzut kapeluszem.




Czy każdy zauważył małą łapkę?










Strachy na wróble :-)))



Starsza siostra.

Młodsza siostra.









Po spacerze.
Doprałam po nocnym namoczeniu i wybielaniu :-)



Mokro było wszędzie.

niedziela, 10 czerwca 2012

DOBIEGLIŚMY!!!!!!!!

Mój pierwszy w życiu półmaraton zakończony z sukcesem!
Bardzo dziękuję, że tyle osób trzymało kciuki i kibicowało. 
I dopingowało i wierzyło.
Rewelacyjne przeżycie. 
Chociaż wynik nie bardzo imponujący. 
Niemniej nie byliśmy (bo biegłam z mężem, którego skutecznie spowolniałam bo koniecznie chciał być obok mnie) ostatni. 
Za nami jeszcze kilkanaście osób biegło.
22 km, ponad dwie godziny ciągłego biegu, zraszacze po drodze, przemiłe powitanie i doping we wsiach, przez które biegliśmy, punkty z napojami. 
Jednym słowem rewelacja.
Do tego nikt z nikogo się nie śmieje, a zwycięzcy na mecie dopingują tych dobiegających.
Ja osobiście mam olbrzymią satysfakcję. 
Uważam, że po roku biegania jest to wyczyn niezły. 
Teraz mam kolejny cel.
 Zrobić półmaraton poniżej dwóch godzin.
Może we wrześniu? 
W Gnieźnie?
Dostaliśmy medal, a dzieci nasze krzyczały najgłośniej :-)))))
Polala