Dzisiaj córka druga przeszła samą siebie.
Zaprosiła koleżankę.
I to jest ok.
Bawiły się świetnie.
To też w porządku.
Zabrały hulajnogi i miały jeździć wzdłuż ogrodzenia.
Zaufałam im bo czemu nie.
Ale zniknęły. Na pół godziny.
Bez telefonu. Moje i obce dziecko.
Dookoła pola, doły, budowle, wykopy.
Ja z czarnymi wizjami w głowie, biegająca po osiedlu, wołająca dzieci, mąż samochodem ujeżdżający po polach i budowach.
Nie ma!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wizję roztoczyłam sobie koszmarną.
Po czym znalazłam obie. Całe i zdrowe. Zabawione w piachu.
Na wielkiej górze.
I wiecie co?
Nie przytuliłam, nie ucieszyłam się, że nic się nie stało.
Nie umiałam.
Straciłam głos, a przynajmniej zmieniłam jego tembr i nadarałam się okropnie na obydwie.
Wygarnęłam im nieodpowiedzialność. Nie mogłam się pohamować.
Później, już w domu zrobiłam im ciasteczka, soczek, zbiorowe przytulanie, i wspólne łez wycieranie i kąpiel.
Ciepłą, z pianą.
Nie wiem jakie zachowanie byłoby słuszne.
Ale wiem już jak reaguję w takim stresie.
Nie życzę nikomu.
Polala
a wiesz,ze ja bym tez tak zareagowala...
OdpowiedzUsuńUff, dzięki :-)
Usuńja też pewnie tak, choć sama w ich wieku nie miałam poczucia czasu i przestrzeni ;)
OdpowiedzUsuńO? Ty też. Naprawdę mi lepiej :-)
UsuńJa też tak reagowałam, gdzieś ten stres musiał "wyjść". Przytulić w momencie ich znalezienia, to byłby błąd. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci, bardzo :-)
UsuńJeśli zareagowałaś w ten sposób po raz pierwszy w życiu, to masz anioły, nie dzieci :)
OdpowiedzUsuńCudne migawki kąpielowe!
Serio?
UsuńNajważniejsze, że historia dobrze się skończyła. Ja też bym podobnie zareagowała.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa kąpielowa sesja ;-)
Sesja ciekawa, bo jeszcze w emocjach robiona :-)
Usuńpewnie zareagowała bym tak samo. Ale mam nadzieję, że się nigdy tego nie dowiem.
OdpowiedzUsuńOby nie, nigdy!!!
UsuńNo to miałaś chwile grozy! Nie życzę nikomu takich chwil. Znam, przeżyłam coś podobnego: córcia trzy latka, z balonikiem, śpiewająca wesoło, powędrowała przed siebie, gdy zasuwałam krzesło w kafejce-ogródku i zbierałam nasze rzeczy, będąc w końcowej fazie drugiej ciąży. To była chwilka, ona myślała, że już ruszamy dalej, a ja, że najpierw poda mi rączkę. Jedną ręką łapię za rzeczy, drugą wyciągam do niej i...pustka. Jak długą drogę może przejść dziecko przez taką chwilkę???!!!! A wszystko to w Sopocie na deptaku, w tłumie ludzi. Serce zamiera ze strachu i przerażającej bezradności, w którą stronę biec, jak szukać, czy może krzyczeć?! I nagle, w tłumie widzę balonik, więc biegnę jak kangurzyca przeskakując przez niskie płotki kawiarenek, żeby zdążyć dobiec do balonika i jego małej właścicielki, bo za chwilę wejdzie na ruchliwą ulicę. Gdy dobiegam, nawet bez zadyszki bo adrenalina robi swoje, moje kochane dziecko nadal wesoło śpiewa dzielnie trzymając balonik i grzecznie czekając przy przejściu dla pieszych. Nie miałam siły powiedzieć ani słowa. Dałam buziaka i chwyciłam za rączkę. Dostałam krótką, mocną w przekazie życiową lekcję... to ja nawaliłam.
OdpowiedzUsuńMyślę, że w Twojej sytuacji postąpiłabym podobnie. Człowiek musi najpierw wyrzucić z siebie ten strach i przerażenie, które paradoksalnie napędza, dodaje sił podczas poszukiwań, a dopiero potem z radości oraz z błogim uczuciem ulgi, przytula.
Radosnego weekendu:))
Tomaszowa
Przeżyłaś naprawdę intensywną, krótką lekcję.
UsuńALe wiesz? Rozsądne Twe dziecko na przejściu.
Chociaż coś dobrego w całej tej sytuacji :-)
Pozdrawiam również serdecznie.
To jest właśnie beztroska dziecięca
OdpowiedzUsuńjeszcze nie raz tak zareagujesz, więc nie rób sobie wyrzutów
moja 21 letnia córka do dzisiaj mi robi takie numery - nie ma lekko
relacje rodzice - dzieci - trudne relacje
uśmiechy irlandzkie
Irlandzkie uśmiechy - najpiękniejsze w świecie :-)
UsuńGuinesa już piłaś? Dużo rudych wyspiarzy kręci się wokół Ciebie/ :-)
W takiej chwili pół godziny to cała wieczność. Pozdrawiam mocno.
OdpowiedzUsuńA czwarte zdjęcie cudne:)
OdpowiedzUsuńWieczność, to fakt.
UsuńWieczność absolutnie wycieńczająca.
kurcze nawet mnie sie cisnienie podnioslo, nie wiem jak bym zareagowala, ale na pewno bym zarówno wrzeszczala jak i tulila
OdpowiedzUsuńNo jest nas więcej, reagujących tak samo :-)
Usuńja bym się pewnie poryczała...z nerwów
OdpowiedzUsuńAleż ryczałam, a jakżesz :-)
UsuńPrzeżyłam kiedyś coś podobnego. Współczuję.
OdpowiedzUsuńTeż wrzeszczałam:-]
Ty i wrzask? Jakoś sobie nie wyobrażam. Raczej zapamiętałam Cię jako osóbkę niewielką i spokojną :-)
UsuńNie zazdroszczę nerwów!
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło! :)
I przy tym trwam, bo w oczach miałam czarne auto wywożące dzieci w siną dal.
UsuńHmmm, do dzis pamietam jak to moja po raz pierwszy wracala sama ze szkoly....myslalam ,ze zatluke, nie przezyje, zwariuje, pekne.....
OdpowiedzUsuńJa byłam całkiem niedaleko tego wypęku :-)
Usuńoj znam to uczucie przerażenia i bezdechu ...ale i niepowstrzymanego potoku strachu i wściekłości ...na szczęście wszystko dobrze się skończyło
OdpowiedzUsuńDobrze, a nawet bardzo dobrze bo na razie nie robią numerów :-)
UsuńTeraz, kiedy jestem mamą pewnie zareagowałbym podobnie...ale kiedyś, w dzieciństwie na drugie miałam ,,Jasio Wędrowniczek ,,.
OdpowiedzUsuńŚwiatopogląd zmieniłam z wiekiem ;)
Też się włóczyłam, raz nawet poszłam razem z cyrkiem kąpać słonie nad jezioro.
UsuńNie mam ci tego za złe, po takim doświadczeniu zareagowałaś prawidłowo. A one nie zapomną już chyba nigdy, ze maja się najpierw zameldować i powiedzieć dokąd idą!! A ja pamiętam pewna pięciolatkę , która wędrowała za słoniami z cyrku nad jezioro i tez zapomniała się zameldować! Hi hi !! Wszystko się powtarza!
OdpowiedzUsuń