W sobotę zgodnie z życzeniem Elfów :-)) udaliśmy się do Muzeum podziwiać szopki bożonarodzeniowe.
Piękne dzieła ze wszystkiego, zrobione przez małych i dużych.
Kolejne piętra kryły kolejne dzieła. Obrazy, rzeźby...
Właściwie zamiast pół godziny zostaliśmy ponad dwie.
Było by pewnie dłużej, ale to nam, rodzicom spieszyło się być jak najszybciej na rynku poznańskim.
Bo jak co roku Betlejem miało przyciągnąć mnóstwo ludzi.
No i dodatkowo rzeźby lodowe. Pięknie podświetlone.
Mnie rynek rozczarował. Byle jak. Byle gdzie.
Nijakie iluminacje, kiepska choinka, stary żłóbek z odchodzącą od figur farbą.
A do tego plusowe temperatury spowodowały, że po rzeźbach lodowych nie było śladu.
Od kilku lat co roku jesteśmy na rynku. Co roku zachłystujemy się atmosferą.
Ten pobyt do moich ulubionych nie będzie należeć.
Żałuję.
Na pocieszenie dzieciaki dostały po jabłku na patyku, w otoczce z cukierkowej polewy.
Pyszność.
Polala
Muzeum. W oczekiwaniu na przyjaciół.
Młodsza siostra usiedzieć nie mogła :-)
Przerwa na obiad, kawę. Ciepło i przytulnie.
Widziałam na zdjęciach, że te anioły były podświetlone. Niestety nie w sobotę, tydzień przed Świętami.
Młodsza siostra zasłuchana w śpiewającą kolędy parę.
Jabłka w polewie.